top of page

Anomalny las koło Stęszowa

W miejscowości Stęszów na Dolnym Śląsku niegdyś doszło do kilku ciekawych zdarzeń.  Sprawa dotyczy pewnego lasu znajdującego się na środku polany. Jedno ze spotkań dotyczyło pojawienia się nagłego i niezwykle rażącego światła w lesie, drugie - powiewu powietrza i obserwacji dziwnej postaci. Trzeci i czwarty przypadek dotyczył dziwnego obiektu nad lasem i w samym lesie, jeszcze jeden - dziwnego uczucia.

Przypadek pierwszy:

O sprawie dowiedziałem się od swojej babci, której siostra i siostrzenica - córka drugiej siostry, miały relacjonować o tych zdarzeniach. Moja ciocia Magda-dziś ma 48 lat i jest z zawodu krawcową, opowiedziała, co jej się tam kiedyś przytrafiło. Jej słowa opiszę tak, jak je zapamiętałem: "Wtedy mieszkałyśmy w jednym domku na wsi. Często spędzałyśmy tam wakacje czyli ja z moimi kuzynkami i babcią, bo wtedy rodzice pracowali i przyjeżdżali tylko na weekendy. Pewnego razu w nocy, około godziny 22.00, kiedy już było całkowicie ciemno i zbliżała się burza, babcia wysłała mnie po drewno do lasu, aby napalić w kominku. To było latem i byłam wtedy małą dziewczynką. Miałam około 10-12 lat, więc był to początek lat 80, prawdopodobnie wakacje tamtego roku - waham się pomiędzy 1980, 1981.  Zawsze spędzałyśmy u babci na wsi 6 tygodni wakacji, więc ciężko ustalić, kiedy dokładnie to mogło mieć miejsce. Zbliżała się burza, ja już wyszłam z domu i poszłam w kierunku lasu. Gdy wychodziłam, to babcia jeszcze nic o nadchodzącej burzy nie wiedziała. Zaczęło grzmieć i lać, więc biegłam, ile sił w nogach. Było bardzo ciemno. Gdy już doszłam do lasu, to nagle i niespodziewanie zapaliło się potężne i rażące światło. Nie wiem, od czego pochodziło. Było widać wnętrze całego lasu. Można było zauważyć nawet mrówki na drodze. Pamiętam, że zapytałam się "Czy jest tu ktoś!?", ale nic mi nie odpowiedziało. Gdy spojrzałam w górę, było to rozproszone światło bez widocznego źródła. Gdy spojrzałam w stronę wsi, było bardzo ciemno. Było widać tylko żarzące się z daleka okna w domach. Światło było bardzo intensywne i mocne. Byłam przerażona do tego stopnia, że po chwili się ocknęłam i zapomniałam, że miałam przynieść drewno i pobiegłam do domu. Opowiedziałam moją historię, ale została przyjęta z niedowierzaniem. Babcia uspakajała mnie "Pamiętaj! Nic ci nie grozi!" Tej nocy spaliśmy bez drewna w kominku i było bardzo zimno, pomimo, iż było lato". Nie wiadomo, jak zakończyła się obserwacja. Moja ciocia nie ma pojęcia, skąd mogło się pojawić to światło w lesie. Uważa, że to może był jakiś znak. Jest osobą wierzącą i praktykującą, więc uważa, że to mogła być jakaś "Nadzieja", gdyż w tym lesie było wówczas bardzo ciemno, a ona miała stamtąd wziąć drewno i przynieść je do domu. Myśli, że to być może ta "Nadzieja" jej oświetliła las, by bez problemu znalazła to drewno i je przyniosła. Ale ona nie wiedziała, o co chodzi i nie zinterpretowała tego w ten sposób. Po prostu się wystraszyła. Hipoteza światła traktoru, człowieka, leśniczego, bądź ambony została całkowicie odrzucona, ponieważ miało ono zbyt duży zasięg. Podczas badania terenu przeze mnie okazało się, że kiedyś w tym miejscu rosły bardzo stare, rozwalające się wierzby. Lokalni mieszkańcy to potwierdzili. Pod koniec lat 90-tych miała tam miejsce kompleksowa wycinka tych starych drzew. Okazało się, że te wierzby już wiele lat wcześniej były zniekształcone, więc światło słoneczne za dnia "Zatrzymywało się wewnątrz tych wierzb", dając w nocy świetlny efekt. Jednak to byłoby  tylko niewielkie światło. Ale tam rosło tych wierzb bardzo dużo, więc mogły oświetlić cały las. Byłoby to jednak widoczne tylko z bliska, ponieważ światło swoim zasięgiem obejmuje tylko miejsce naświetlenia. To jest prawdopodobnie hipoteza wyjaśniająca zdarzenie.    

Przypadek drugi:

Moja druga ciocia Ewa-dziś ma 65 lat i jest na emeryturze, ale była kiedyś kierownikiem banku, siostra babci, opowiedziała mi kiedyś następującą historię: "Pewnej niezwykle srogiej i mroźnej zimy, gdy miałam być może około 15 lat-co najwyżej. Raczej nie więcej, gdyż od tego czasu poszłam do liceum do Wołowa i wynajęłam tam mieszkanie z koleżanką. Podejrzewam, że to mógł być rok-waham się pomiędzy 1966, 1967 bądź 1968. Była to zima- grudzień, styczeń albo luty. Albo zima 1966/1967, albo 1967/1968. Na pewno nie później, czyli miało to miejsce już ponad 50 lat temu. Szłam wówczas z moją mamą po drewno, aby rozpalić w kominku. Dochodziłam do wspomnianego w historii wyżej lasu i - byłyśmy wtedy ubrane w ciepłe kurtki zimowe kiedy nagle i niespodziewanie poczułyśmy się, jakbyśmy były na tym mrozie całkiem nagie. Aż odczułyśmy szpik kości. Wokół nas było zimne powietrze, płynące ze strony lasu. W pewnym momencie zobaczyłyśmy w leśnych krzakach coś białego. Poruszało się lub lewitowało tuż nad ziemią. To była postać. Miała głowę, kończyny, była cała biała i miała poświatę. "Płynęła" sobie spokojnie, aż w końcu jakby położyła się na ziemi i zapadła się wewnątrz. Byłyśmy tak przerażone, że nie wzięłyśmy drewna i pobiegłyśmy do domu, zapomniawszy o nim. W  nocy prawie zamarzliśmy z zimna''. Ciocia nie wyjaśnia osobiście swojej obserwacji. Może faktycznie zima była na tyle ciepła, że było aż za zimno na kurtki zimowe. Ale ta postać na pewno nie była człowiekiem. Nie wiadomo, czy była stworzeniem z krwi i kości. Ten przypadek pozostaje niewyjaśniony.

Przypadek trzeci:

Pewien mieszkaniec wsi -Pan Witold-56 lat-rolnik, który nigdy nie wierzył w takie rzeczy, zrelacjonował: "Wiele lat temu-prawdopodobnie około 35 lat temu-więc mógł to być rok 1983, chociaż mogło to być już ponad 35 lat temu, bądź nawet mniej niż 20, jeszcze byłem młody, jednak nie umiem umiejscowić incydentu w czasie.To tylko moje domysły, więc nie wiem, ale pamiętam, że wtedy wyprowadzałem psa na spacer. Wnętrze lasu wówczas nie było aż tak zarośnięte, jak teraz, więc wszedłem tam podczas spaceru z psem. Wszedłem tam i po chwili w górze usłyszałem dziwny dźwięk. Było to takie buczenie. Bardzo intensywne. Gdy spojrzałem w górę, to nic nie widziałem, a w lesie też nikogo nie było. Było to takie, jakby ktoś ciął piłę motorową tuż nad moim uchem. Nie mogłem tego znieść, więc wyszedłem przed las. Nad lasem zobaczyłem wiszący obiekt w kształcie prostokąta z kilkoma kopułami na górze, na dole i po bokach. Był koloru fioletowego. Mój pies chciał się spłoszyć i uciec, ale go zatrzymałem. Patrzyłem na niego przez minutę, po czym w ułamku sekundy poczułem straszny smród-jakby zgniłej kapusty i straszny dźwięk piły motorowej-o wiele, wiele głośniejszy niż słyszany poprzednio w lesie. Ale działo się to tylko przez czas mrugnięcia powieką. Później obiekt odleciał z nieziemską prędkością nie wiadomo dokąd i w jakim kierunku. Nawet się nie zastanawiałem, co to było, ponieważ czegoś takiego po prostu, nie da się zidentyfikować". Z opisu wynika, iż było to klasyczne UFO. Nawet nie mógł to być eksperyment wojskowy, ze względu na prędkość. Ten przypadek pozostaje całkowicie niewyjaśniony.

Przypadek czwarty.

Mieszkanka sąsiedniej wsi-Warzęgowa-Pani Janina-obecnie 58 lat, nauczycielka,  stwierdziła:  "Około 25 lat temu jesienią roku-waham się pomiędzy-1990, 1991, bądź 1995, ale raczej któreś z tych pierwszych, ponieważ w 1992 urodziłam dziecko i przed urodzeniem-jeszcze w 1991 roku chodziłam na grzyby, a następnie dopiero zaczęłam z małą córeczką w 1995 roku. Nie przypominam sobie, aby wtedy moja córka już była, chyba byłam sama. Szłam pieszo ze swojej miejscowości i gdy już doszłam do tego lasu i weszłam w jego głąb, było bardzo ciemno. Aż tu zrobiło się z daleka jasno. Światło zaczęło się do mnie przybliżać. Już odpowiedziałam "Dzień dobry", gdy przede mną pojawiła się kula niebieskiego światła. Miała poświatę i była bardzo niewielka i leciała bezdźwięcznie. Zaczęłam ją gonić, a ona ode mnie-oddalać. W końcu ją złapałam. Ale to było przyjemne uczucie! Jakbym trzymała coś bardzo, bardzo miękkiego. Nie umiem tego opisać. Trzymałam ją w rękach, rzuciłam o ziemię i się roztrzaskała. Wtedy poczułam zapach popcornu. Ale byłam tak przerażona, że pobiegłam do domu i nie zebrałam żadnego grzyba, nie dlatego, że nie było. Po prostu, zapomniałam, po co przyszłam." Świadek osobiście nie wyjaśnia swojej obserwacji. Wiadomo jednak, że obiekt był czymś materialnym. Poruszał się, jakby był zdalnie sterowany. Ale w czasie zdarzenia w lesie nie było nikogo. Kula wyglądała, jak jakaś odmiana chińskiego lampionu. Jest to bardzo możliwa hipoteza. Lampiony mają w swoim wnętrzu światło, przypominające na zewnątrz poświatę, nie są duże i ciężko usłyszeć z nich jakikolwiek dźwięk. Są najczęściej wykonane z papieru. Zdaniem świadka "Inteligentnie". Przed nią ta kula uciekała. Mógł to być efekt zdalnego sterowania. Gdy się taki lampion rozwali, to zazwyczaj "zgniata się" w kulkę minimalnych rozmiarów. Wewnątrz ma świeczkę, która świeci i go napędza. Gdy się rozwali, to faktycznie można poczuć  zapach dymu. Więc bardzo możliwe, że w tym konkretnym przypadku świadek mogła mieć do czynienia z chińskim lampionem.

Przypadek piąty:

Leśniczy, Pan Walery-dziś już 85 lat- staruszek od 25 lat na emeryturze twierdził:"Dziwne zdarzenie w tym lesie zdarzyło mi się tylko raz. Otóż-całkowicie nie pamiętam, ile lat temu, ale pewnej nocy polowałem na leśną zwierzyznę i bardzo padało. Gdy doszedłem do tego lasu i wszedłem do jego środka, w ułamku sekundy przestało padać. Gdy po chwili wyszedłem z niego, znowu zaczęło. Nie wiem, czy to coś paranormalnego, ale tak to sobie tłumaczę. Jednak z tym uczuciem nie czułem się dobrze i tak się przestraszyłem, że aż uciekłem z tego lasu i nawet nie rozpocząłem polowania. Jednak teraz już nie pamiętam, czy uciekłem ze strachu, czy ze względu na deszcz". W tym przypadku najprawdopodobniej ulewę "Zasłaniały" stare wierzby, ponieważ były już zniekształcone.

                Podsumowując, zdarzenia opisane powyżej są bardzo ciekawe. W większości z nich wystąpił strach i świadkowie uciekli z lasu, zapomniawszy, po co tam przyszli. Od lokalnych mieszkańców dowiedziałem się, że przed Drugą Wojną Światową w tym lesie był cmentarz, gdzie chowano Niemców. Wiele osób twierdziło, że w tym lesie straszy.  Takie miejsca często są areną manifestacji takich zjawisk. Często są to miejsca" Naznaczone".  Oprócz opisanych wyżej przypadków, w tym rejonie- miejscowości Pełczyn, Stęszów i Warzęgowo-posiadam jeszcze inne raporty z dziwnych zjawisk. Są to np.: Bliskie spotkanie z UFO w lesie za Pełczynem (1986), światło-widmo nad drogą ze Stęszowa do Siodłkowic (1999), lecąca nad lasem"Pomarańczowa Gruszka"( Relacja Prasowa-Kurier Gmin-1994), lecąca nad polem "Warcząca deska" (1990), obserwacja Czerwonego "Trapezu" nad drogą z Pełczyna do Głębowic" (1981). Również kule świetlne przestraszały wielokrotnie mieszkańców (Relacja z 1998).   Jednak już od wielu lat i obecnie nie dzieją się tam żadne dziwne rzeczy. Znam jeszcze szósty przypadek który nie dotyczy tego lasu, ale wierzby na drodze z Wołowa do Pełczyna. Nie wiadomo, jaka jest jej historia. Pani Janina-świadek zdarzenia opisanego jako czwarte opowiedziała mi jeszcze jedną historię, jaka jej się przytrafiła:" Jakieś być może 20 lat temu wracałam samochodem do domu i nagle na mój samochód z pewnej przydrożnej wierzby spadł deszcz. Była to straszna ulewa, pomimo, iż wtedy nie padało". Znam jeszcze co najmniej cztery inne historie związane z tą wierzbą. Lokalni mieszkańcy nazywają ją " Płaczącą wierzbą." Taki deszcz spadał z tej wierzby już  wielokrotnie na przechodzących obok niej. W niektórych przypadkach mówi się nawet o "smutnym samopoczuciu, nie wiadomo skąd" podczas tej ulewy. Ze względu na ten gatunek wierzby, po każdym deszczu gromadzi się w niej woda, która pod odpowiednim kątem z niej spada.

Nie wiadomo więc, jaka jest prawda. Czy w tym rejonie doszło kiedyś do eskalacji jakieś siły? Nie wiadomo. Czy w tym miejscu otwiera się  anomalność-swoiste okno na inną rzeczywistość? To oczywiście pozostaje tylko domysłem i się tego nie dowiemy.

bottom of page